JuliaNiektórzy rodzice uważają, że powinni chronić swoje nieśmiałe dziecko przed wszelkimi możliwymi troskami, bo kiedy widzą jak ono cierpi, pęka im serce. Jednakże taka nadopiekuńczość na dłuższą metę zwiększa tylko obawy dziecka, ponieważ nie pozwala mu rozwinąć odwagi. Jerome Kagan, który badał również dogłębnie tę kwestię, stwierdził, że rodzice, którzy postępują w taki sposób, są później zwykle zbyt pobłażliwi lub niekonkretni, kiedy trzeba wymagać od dzieci i pozbawiają je możliwości nauczenia się stawiania czoła temu, co trudne lub nieznane.

Z kolei rodzice, którzy starają się okazać serdeczność i zainteresowanie dzieciom, nie popełniając jednak błędu polegającego na usuwaniu przed nim każdej przeszkody, osiągają to, że dziecko uczy się lepiej samodzielnie opanować ten niepokój. Tacy rodzice zwykle jasno ustalają swój autorytet i dyscyplinę niezbędną do właściwego wychowania a zwłaszcza do pokonania dziecięcej bojaźliwości czy bezradności.

Wobec dziecka nieśmiałego rodzice powinni wywierać lekką presję, żeby stało się ono bardziej otwarte n kontakty z innymi. Muszą strać się, by więcej mówiło, żeby częściej wychodziło z domu, żeby poszerzało krąg swoich przyjaciół i częściej spotykało się z tymi, z którymi już się przyjaźni, żeby dzieliło się swoimi rzeczami z innymi itd. W przeciwnym wypadku wraz z wiekiem problem nieśmiałości może się utrwalić i dziecko może wyrosnąć na osobę bojaźliwą, samotną, zamkniętą w sobie, nieufną itd.

Praktyczną wskazówką dla rodziców może być to, by starali się działać w taki sposób, żeby szkoła była dla dziecka pierwszą bitwą, jaką musi stoczyć samodzielnie, bez pomocy rodziców. Wobec drobnych przeciwności, które pojawiają się w normalnym obcowaniu z kolegami i nauczycielami, nie należy interweniować, kiedy dziecko może samodzielnie rozwiązać dany problem. Oczywiście nie chodzi o to, żeby rodzice lekceważyli jego sprawy, ponieważ muszą śledzić na bieżąco jego postępy w szkole i utrzymywać kontakty z nauczycielami, lepiej jest jednak od początku zachęcać dziecko do tego, by uważało szkołę za swoje własne pole, w którym pomaga się mu i ukierunkowuje, ale gdzie musi nauczyć się samo sobie radzić.

Fragment książki pt. „Wychowywać uczucia” Alfonso Aguiló