Ślub z wielką pompą, wiele marzeń i obietnic naszego wspólnego życia, zakochane spojrzenia i wzajemne zauroczenie, a potem pstryk – przestajemy zabiegać o siebie. Przestajemy chodzić tak często na randki. Zaczynamy siebie tolerować, a nie kochać. A nawet zdarza się, że odsuwamy na dalszy plan troskę o nasz wygląd czy samorozwój – w końcu współmałżonek nie powinien kochać mnie ze względu na moją urodę czy aspiracje rozwoju osobistego. To prawda, bo uroda przemija, a nasze wykształcenie czy sukces zawodowy, nie powinny być tym, co w nas najbardziej się ceni. Ale człowiek ma tendencje do popadania w skrajności – albo dba o siebie aż za nadto, albo przestaje dbać o swoją atrakcyjność fizyczną czy intelektualną. A gdy pojawiają się dzieci, to można mieć masę wymówek – dlaczego chodzę pół dnia w piżamie – bo nie ogarniam. Dlaczego nie czytam jakiejś książki spoza mojej dziedziny zawodowej lub nie rozwijam choć małej pasji – bo nie mam czasu. Dlaczego uważam, że człowiek jest mistrzem wymówek i samousprawiedliwienia się? Bo sama to przeszłam. Nigdy nie będzie tak, że mamy czas na wszystko, doba zawsze jest za krótka. 

Z perspektywy czasu, a jestem żoną od 9 lat, widzę jak ważne jest to, by znaleźć zdrowy balans w dbaniu o siebie i swój wygląd. To nie oznacza, że zadbana żona to tylko taka, która codziennie ma profesjonalny pełny makijaż i piękną kreację. Mój złoty środek to styl casualowy – wygodny, ale kobiecy. Szczególnie, jest to ważne, gdy jest się mamą w okresie macierzyńskim w domu – bo wtedy mamy poczucie, że nasza praca jest ważna i nasze dzieci i mąż widzą, że niezależnie jaką pracę wykonujemy – staramy się wyglądać schludnie i ładnie. Bo czy do pracy w korporacji czy gdziekolwiek indziej – wyszłabyś w rozciągniętych dresach i niewyprasowanej bluzce, a włosy rozczesałabyś w porze lunchu? Raczej nie. Ja też mam dni, kiedy zakładam dres, bo dzieci chorują lub sama źle się czuję, ale takie sytuacje rzadko towarzyszą nam przez 365 dni w roku. Mamy też taką rodzinną zasadę, że do śniadania siadamy wszyscy przebrani z piżam (nawet nasze małe dzieci), bo to nadaje taki dobry rytm dnia, mobilizuje zarówno męża, jak i żonę, by wzajemnie dbać o swój wygląd. 

Photo by Carly Rae Hobbins on Unsplash

Momentem przełomowym w moim podejściu do atrakcyjności fizycznej po ślubie jako młodej mamy, był komentarz mojej wtedy 3 letniej córki na widok wykonywania przeze mnie naprawdę delikatnego makijażu – „mamo, czy będziemy mieć gości?” – „nie, a dlaczego pytasz?” – „bo ładnie wyglądasz i ładnie umalowałaś się”. Szok. Jej słowa trafiły w sedno. Dbanie o siebie, czy swój wygląd, nie powinno być uzależnione od tego, czy gdzieś wychodzimy bądź czy mamy gości – powinno być potrzebą naturalną. 

Ponadto, dla mnie atrakcyjność fizyczna człowieka to nie jest tylko wygląd, czyli nasz strój lub ułożone nienagannie włosy – to również nasz nastrój – czy pomimo przeciwności życia czy codziennych trosk – staramy się być radosnymi i cieszyć się z małych rzeczy. Ponury dom, to nieszczęśliwy dom. Oczywiście, że bywają dni, kiedy trzeba odpuścić i nie tworzyć sztuczności dbania o siebie i swój nastrój ponad siły, ale nie powinno to być też furtką do popadania w drugą skrajność.  Media społecznościowe proponują nam takie dwie skrajności – albo super kobietą jest ta, która wygląda nienagannie i uśmiecha się na każdych zdjęciach i pokazuje swoje idealne życie, albo super kobietą jest ta, która codziennie prezentuje się w dresach i no make-up i narzeka na swój los. 

A co z mężczyznami? Chciałabym wyraźnie podkreślić, iż płeć nie ma znaczenia jeśli chodzi o to, by zabiegać o siebie nawzajem w małżeństwie w kwestii atrakcyjności fizycznej, czy intelektualnej. Każdy człowiek po ślubie powinien mieć pasje i dbać o swoje zdrowie i wygląd. Szczególnie w obecnych czasach, gdy pracujemy w dużej mierze zdalnie i dużo czasu spędzamy w domu – mamy dużo pokus, bo nikt nas nie widzi, bo tak jest przecież wygodnie. Moja propozycja jest taka – nie mylmy wygody z brakiem troski o to, czy chodzę permanentnie w poplamionych spodniach lub pogniecionej koszulce. Co więcej – warto mieć wyraźnie rozróżnione, które ubrania są odświętne i na różne okazje, a które są do użytku codziennego, ale nadal mają swój urok i klasę. 

Monika Trojanowska, uczestniczka kursu Akademii Familijnej „Miłość małżeńska”

Projekt dofinansowany ze środków Pełnomocnika Rządu ds. Polityki Demograficznej