Egoista, kto to właściwie jest? W młodym wieku obce dla mnie pojęcie, a przynajmniej tak mi się wydawało ;) Byłam przecież pomocna, zdolna do poświęcenia tym, których kocham, a na dodatek zawsze znajdująca czas dla drugiego człowieka! Nigdy nie zapomnę jak podczas bożonarodzeniowego spotkania jeden z przyjaciół życzył mi pokory. Byłam tak oburzona jak można składać komuś takie życzenia i o co mu właściwe chodziło? Czy dziś już to wiem? Hm… Chętnie służyłam pomocą, radą i poradą oczywiście na każdy temat. Szczególnie na temat wychowania dzieci wiedziałam najwięcej, często wydając swój osąd bez zastanowienia się, że może on kogoś zranić. Paradoksem było to, że sama dzieci wtedy nie posiadałam. Właśnie tu się zatrzymajmy i przyjrzyjmy, jakie wydarzenia w moim życiu zainicjowały pewne zmiany i co udało mi się zauważyć, gdy zostałam mamą.

Marzenie o macierzyństwie towarzyszyło mi właściwie od dziecięcych lat: wózki, lalki i nastoletnie sny na jawie o wspaniałym mężu i gromadce dzieci. Za mąż wyszłam w młodym wieku, ale na dzieci chwile musieliśmy poczekać. W pierwszą ciąże zaszłam kilka lat po ślubie, a na wieść o tym radości nie było końca. Zaplanowane miałam wszystko: poród naturalny, karmienie piersią, najlepiej bez butelki i smoczka!

Rzeczywistość jednak zaskoczyła i dość szybko zweryfikowałam swoje plany i poglądy. Dziś do tematu przejść porodowych i karmienia piersią wracać nie chce, ponieważ nie były łatwe, lecz to właśnie dzięki nim zapoczątkowały się trwałe zmiany w podejściu do macierzyństwa, a już szczególnie do innych mam.

Były to lekcje niezwykle ubogacające mnie, jako kobietę i człowieka. Dziecięce kolki, nieprzespane noce, wprowadzanie nowych pokarmów, wszelkie skoki rozwojowe to wszystko powodowało stąpanie po cienkiej granicy wytrzymałości psychiczno-fizycznej. Ile łez wylanych z bezsilności i niemocy wyjścia natychmiast z trudnej sytuacji! Jako dusza towarzystwa nie muszę mówić, że i tu nastąpiły pewne ograniczenia i na początku, gdy musiałam regularnie rezygnować ze spotkań nie sprawiało mi to przyjemności.

Musiałam nauczyć się wyłaniać priorytety i planować z wyprzedzeniem wszystkie wydarzenia rodzinne i towarzyskie. Jednocześnie biorąc pod uwagę, że w ostatniej chwili plany mogą ulec diametralnej zmianie. To właśnie wtedy zrozumiałam, czym jest oddanie nie oczekując nic w zamian. Jestem wdzięczna moim synom, że dzięki nim i dla nich często, wychodzę ze swojej strefy komfortu i bezpieczeństwa głównie po to, by za słowami jakie im przekazuje podążały czyny.

Razem z mężem tłumaczymy dzieciom, iż największy skarb jaki mamy to nasza rodzina. To właśnie ją powinniśmy wybierać w trudnych momentach, szczególnie, gdy decyzja nie jest łatwa i może mieć wpływ na naszych bliskich. Pamiętam jak długo borykałam się przed podjęciem decyzji czy wrócić do pracy czy przejść na „urlop wychowawczy”. Spędzało mi to sen z powiek, odbywałam dużo rozmów z najbliższymi. W głębi serca czułam ogromne rozdarcie. Z jednej strony wiedziałam, że pozostanie w domu z młodszym synem jest dla naszej rodziny najlepszym rozwiązaniem, a z drugiej strony chęć powrotu do pracy oraz presja społeczna były bardzo silne. Była to o tyle trudna decyzja, iż w mojej głowie toczyła się walka oraz cykliczne zestawianie się z przypadkami bliskich mi kobiet.

Ostateczną decyzje podjęłam dopiero wówczas, gdy uświadomiłam sobie, że żyję tu i teraz, w tej a nie w innej rodzinie i to dla jej dobra podejmuje dziś ważną decyzje. Wybrałam pracę w domu i do dziś jestem z dziećmi nie mając poczucia, że tracę lecz wiele zyskuje! Nauczyła mnie ona planowania, dobrej organizacji, rozwiązywania sytuacji konfliktowych oraz elastyczności. Poznałam zasady zdrowego żywienia, przestudiowałam psychologię rozwojową, oraz nauczyłam się jak wykonywać kilka czynności jednocześnie. Ponadto zrozumiałam, że idealny czas na rozwój nie nadejdzie, jeśli sama go nie stworzę.

Dzieci regularnie wystawiają mnie na próby, z których nie zawsze od razu wychodzę zwycięsko. Często pokazują mi zakamarki osobowości, do których nie chcę zaglądać, a którym przez rodzicielstwo muszę stawiać czoła. Niejednokrotnie publicznie czułam się zażenowana zachowaniem moich pociech obmyślając szybko w głowie plan jak z sytuacji wyjść z twarzą, bo przecież większość zachowań naszych dzieci nie bierze się z księżyca, lecz jest wcześniej podejrzanych u rodziców!

Pewnego słonecznego dnia coś się jednak zmieniło, pogodziłam się z tym, że nie będzie idealnie! Że ja też mogę popełniać błędy i nie traktować ich, jako porażki a cenne lekcje dla mnie i mojej rodziny. Oczywiście zawsze warto mieć ideały! Trzeba dążyć do celu i stawiać sobie wymagania, sęk w tym by się nie zapętlić!

Dziś uwielbiam przeglądać się w oczach moich dzieci, to w nich odnajduje najlepszą wersję siebie. Dlatego też każdego dnia chcę ponosić walkę ze swoimi słabościami i znosić napotkane trudności, by silniejsza móc wraz z mężem pomagać w walce nad charakterem naszym dzieciom. Dzięki moim synom doświadczyłam bezgranicznej, bezwarunkowej i niepowtarzalnej miłości matki do dziecka. Odkryłam sens i prawdziwą radość z dawania. Ich miłość do mnie sprawiła, iż i ja prawdziwe pokochałam i zaakceptowałam siebie.

Natalia Radzikowska

Projekt dofinansowany ze środków Pełnomocnika Rządu ds. Polityki Demograficznej