char okI. Rodzice wcale nie myślą o tym, jak będzie wyglądało dorosłe życie ich dzieci.

Chciałbym tu rozwinąć kwestię, o której napomknąłem już wcześniej.
Kiedy już rozrywkowi rodzice zaczynają myśleć o przyszłości swoich dzieci, rozważają ją w zasadzie wyłącznie pod kątem kariery zawodowej: Na jaki uniwersytet pójdą nasze dzieci? Jak opłacimy czesne? Jaki zawód wybiorą? Jak możemy ustawić edukację dzieci na właściwych torach, tak żeby osiągnęły życiowy sukces?
Co ciekawe, w myśleniu tym pomija się kwestię charakteru dziecka. Rodzice myślą niewiele – o ile w ogóle – o rozsądku i samokontroli dziecka, a także o tym, o ile większy wpływ na przyszły sukces ich dziecka mają te cnoty niż ich konkretne wykształcenie.
Innymi słowy: rodzice ci myślą wyłącznie o tym, co ich dzieci będą robiły, a nie o tym, kim będą.

Naprawdę uderzyła mnie świadomość, że niektórzy rodzice rzadko kiedy myślą o przyszłym małżeństwie swoich dzieci, dla którego ich charaktery będą miały kluczowe znaczenie. Wydają się całkowicie nie brać pod uwagę faktu, że mamy obecnie pięćdziesięcioprocentowy odsetek rozwodów ani tego, że ewentualny rozpad małżeństwa ich dzieci może znacząco wpłynąć na ich poczucie życiowego szczęścia. Nie myślą również o możliwej utracie kontaktu z wnukami ani o tym, że mogą one dorastać w rozbitej rodzinie.
Krótkowzroczność w sprawie charakteru dziecka jest jednym z największych problemów rodzin w dzisiejszych czasach. Co dziwniejsze, widzimy ją także u ojców – mężczyzn, którzy w innych dziedzinach życia szczycą się swoimi umiejętnościami strategicznego planowania, co zresztą wykorzystują na co dzień, zajmując się sprawami zawodowymi i finansowymi.

Chciałbym pokrótce naszkicować ten problem w kontekście historycznym.
Przesunięcie środka ciężkości w wychowaniu w stronę kariery i życia zawodowego jest w naszym społeczeństwie zjawiskiem stosunkowo nowym – rezultatem dobrobytu, urbanizacji i ogromnego poszerzenia możliwości wyboru zawodu.
Jeszcze sto lat temu praca była w zasadzie czymś zupełnie stałym. Córki stawały się paniami domu – partnerkami w zarządzaniu domem, gospodarstwem czy rodzinnym interesem. Większość synów szła w ślady ojców, zostając rolnikami, kupcami, górnikami czy rzemieślnikami. Ponieważ przyszła praca dzieci była czymś oczywistym, rodzice nie zaprzątali sobie nią głowy – dzieci uczyły się zawodu od rodziców lub terminując u doświadczonych rzemieślników.
Ponieważ wybór kariery sam w sobie nie był problemem, rodzice myśleli więcej o charakterze i małżeństwie swoich dzieci. Gdy zaczynały dorastać, zadawali sobie oni kluczowe pytania:
Czy nasze dzieci wyrosną na rozsądnych, kompetentnych, odpowiedzialnych dorosłych? Czy będą wierne zasadom moralnym? Czy będą godne szacunku innych ludzi?
Czy będą miały opinię ludzi, którzy mówią prawdę i dotrzymują słowa?
Czy będą wystarczająco silne, żeby odrzucić pokusy, które mogą zagrozić ich honorowi, czystości, małżeństwu i duszy?
Czy będą wystarczająco rozsądne, by mądrze wybrać współmałżonka i obdarzyć nas dobrymi wnukami?
Czy ich zachowanie i charakter przyniosą nam, ich rodzicom, chlubę?
Mając na uwadze te kluczowe pytania, dokładali wszelkich starań, żeby jak najlepiej ukształtować swoje dzieci. Centrum ich wizji stanowił charakter dziecka, a ich pełne poświęcenia działanie miało na względzie jego przyszłość.
Mądrzy rodzice w dzisiejszych czasach – ci, którzy sami zostali wychowani przez aktywnych rodziców – też działają w ten sposób. I to jest clou: oni też zadają sobie te same kluczowe pytania o charakter swoich dzieci, nie pozwalając, by pełne zamieszania, buzujące różnymi wydarzeniami życie rodzinne zatarło w nich tę jasną wizję. Ich dalekosiężny ideał nadaje życiu rodzinnemu o wiele głębsze znaczenie. Ich wysiłki wychowawcze mają jasny i ambitny cel.

II. Dzieci praktycznie nie widują ojca przy pracy.

Mój znajomy z Chicago opowiedział mi kiedyś pewną historię. Jego brat – uchodzący za człowieka sukcesu – mieszkał na Manhattanie z żoną, również spełnioną zawodowo panią prezes, i pięcioletnią córeczką Amy. Był to akurat czas, kiedy dziewczynka aplikowała do przedszkola przy prestiżowej, modnej nowojorskiej szkole. Rodzice przyprowadzili ją, pięknie ubraną, na rozmowę kwalifikacyjną z przedszkolnym rekruterem (tak to wygląda na Manhattanie).
Kobieta, która prowadziła spotkanie, zapytała dziewczynkę:
— Amy, a co robi twój tatuś?
Amy pomyślała przez chwilę, uśmiechnęła się i odparła:
— Biega.
Rozbawiona, ale i zaskoczona kobieta zapytała:
— A twoja mama, Amy? Co robi mama?
Amy zmarszczyła brewki, zastanowiła się i rozpromieniona odpowiedziała:
— Chodzi na zakupy!
Tata biega, mama chodzi na zakupy – tyle tylko zdołała zaobserwować dziewczynka. Ile dzieci postrzega swoich rodziców jedynie w ten sposób? Kiedy i jak miałyby one zobaczyć ich zajętych poważną pracą?

Przez wieki było tak, że chłopcy i dziewczynki widzieli swoich ojców pracujących w domu. W dzisiejszych czasach to rzadka sytuacja. Obecnie dom nie jest bowiem miejscem pracy, tylko rozrywki i relaksu. Łatwo zapomnieć, jak świeża jest to zmiana i jak bardzo zmienia ona dziecięcą percepcję dorosłego życia.
Dom był od zawsze miejscem pracy – solidnego wysiłku: trudzenia się pracą na roli, kupiectwem czy rzemiosłem. W przeszłości dzieci widziały ojca i matkę przy pracy. Często pracowali też razem, a one same musiały włączać się w prowadzenie rodzinnego przedsiębiorstwa czy gospodarstwa.
Mówi się, że nie sposób kogoś poznać, dopóki się go nie ujrzy przy pracy. Dzieci, widząc pracującego ojca, poznawały jego poważne oblicze, widząc, jak ciężko pracuje na maksimum swoich możliwości, jak rozmawia z innymi w poważny, choć przyjazny sposób, jak każdego dnia radzi sobie z przeszkodami, terminami, trudnymi ludźmi i okolicznościami. Widziały jego męstwo i cnoty w praktycznym działaniu: jego postrzeganie rzeczywistości, zasady moralne, determinację, odwagę, samodyscyplinę. Życie domowe było dla dzieci codzienną lekcją charakteru – poprzez przykład, ćwiczenia i rozmowy.
Porównajmy to z życiem rodzinnym w dzisiejszych czasach. Praktycznie każdy ojciec pracuje poza domem, przez co dzieci pozbawione są jego przykładu w sferze pracy. Jeśli ojciec świadomie nie postara się o to, żeby poznały one również ten aspekt jego życia, będą oglądały go głównie w kontekście odpoczynku i rozrywki.

Często dzieci widzą, jak ojciec znika gdzieś z samego rana i wraca wieczorem – zbyt zmęczony, by robić cokolwiek poza oglądaniem telewizji. Nie mają więc pojęcia, co robi ich ojciec; nie widzą siły charakteru, jaką codziennie okazuje w pracy. Dzieci nie mogą obserwować w praktycznym działaniu cnót swojego ojca. Jeśli przy tym niewiele opowiada im on o tym, co robi, a one same spędzają większość czasu w domu na oglądaniu telewizji, mają naprawdę bardzo mgliste wyobrażenie o pracy swojego taty, a nawet o tym, co oznacza samo to pojęcie. Nie mają zatem żadnego punktu odniesienia, który pozwoliłby im zrozumieć, na czym polega odpowiedzialność wpisana w życie dorosłego człowieka.
Poza tym – co jeszcze istotniejsze – dzieci mają wówczas niewielkie powody do okazywania ojcu szacunku.
Szacunek – tak u dzieci, jak i u dorosłych – bierze się z obserwacji i uznania czyjejś siły. Jeśli dzieci widzą ojca spędzającego czas wyłącznie na odpoczynku i zabawie, nie mają powodów, by go szanować. Rzecz jasna, jeśli ojciec uprawia z nimi jakiś sport, mają pewne uznanie dla jego kondycji i umiejętności sportowych, ale jest to coś zupełnie innego niż szacunek dla kogoś jako osoby.
Tak więc jeśli dzieci znają ojca wyłącznie od strony „rozrywkowej” – albo jeszcze gorzej: jeśli spędza on mnóstwo czasu na wpatrywaniu się w ekran – wspólnie z nimi lub samotnie – postrzegają go po prostu jako dużo starszego od nich brata, jeszcze jednego kompana do zabawy. Z ich perspektywy ojciec jest fajny i przyjemnie spędza się z nim czas (do pewnego momentu zresztą), ale nie jest on godzien ich szacunku, nie mówiąc już o naśladowaniu go.

Dzieci muszą jednak kogoś naśladować – tak są stworzone. Ze szczególną intensywnością doświadczają tej potrzeby w późnym dzieciństwie i na początku okresu dorastania. Szukają wówczas kogoś, na czyim życiu mogłyby się wzorować. Jeśli tata się do tego nie nadaje, dzieci – często nie zdając sobie nawet z tego sprawy – szukają jego substytutów: innych mężczyzn, którzy są mniej nudni, a bardziej atrakcyjni i interesujący, bardziej imponujący. Ktoś musi przecież wypełnić pustkę!
W bardzo wielu domach ową pustkę w sercach nastolatków wypełniają celebryci, gwiazdy estrady, aktorzy, komicy lub prowadzący programy rozrywkowe. Jakich innych inspirujących dorosłych mają okazję obserwować dzieci? Oczywiście rzadko zdarza się, żeby ludzie ci byli właściwymi wzorami do naśladowania – zazwyczaj jest wręcz przeciwnie. Niemniej jednak otacza ich aura sukcesu – osiągniętego bez najmniejszego wysiłku – oraz władzy. To wszystko jest rzecz jasna wyreżyserowane, ale dzieci o tym nie wiedzą. Widzieć – znaczy wierzyć.
Jeśli ojciec nie zdaje sobie z tego sprawy i jeśli nic z tym nie robi, w oczach swych dzieci pozostanie słaby. Nie mając o tym pojęcia, konkuruje z gwiazdami popkultury – to z nimi staje w szranki o serca i umysły swoich dorastających dzieci.

Fragment książki Jamesa Stensona „Ojciec – strażnik rodziny”