Pamiętam jak dziś, gdy pięć lat temu jechaliśmy z mężem do rodzinnego miasta. Byliśmy wtedy mniej więcej 3 lata po ślubie z różnymi planami na przyszłość. To właśnie w czasie tej podróży mąż powiedział mi, że bardzo by chciał wyjechać na studia zagraniczne. Następnie wymienił miasta, w których znajdują się wymarzone uczelnie! Moje zdziwienie wtedy było na tyle duże, że odpowiedź była krótka i zamykająca temat: „Szerokiej drogi, ja nigdzie nie jadę!” Miałam wtedy wymarzoną prace oraz całe nasze życie w Warszawie. Właśnie w stolicy od pierwszych lat studiów budowaliśmy dorosłe życie. Mieliśmy tam swoich przyjaciół, prace, mieszkanie i nie wyobrażałam sobie by to wszystko zostawić i wyjechać.

Rok później urodził się nasz pierwszy syn a życie mocno przyspieszyło. Praca zawodowa męża pochłaniała równie dużo uwagi i zaangażowania. Jednak on coraz częściej wracał do tematu studiów i ewentualnych przygotowań do egzaminów. Ja zaczęłam patrzeć na to z innej perspektywy jednak i tak w tym czasie miałam przerwę w pracy a widząc jego zapał i chęć podążania za marzeniami postanowiłam wspierać go w realizacji kolejnych kroków. Jedyny warunek był taki by uczelnia była w Europie tak byśmy mogli często widywać się z bliskimi. Chwile później narodził się drugi syn, więc ponownie nasza uwaga skoncentrowała się głównie na rodzinie. Obowiązków domowych przybywało, co u młodych rodziców powodowało frustrację. Gdy zaczęliśmy odnajdywać się w nowej rzeczywistości, a młodszy synek skończył pięć miesięcy pomyśleliśmy, że to dobry czas by spróbować. Od tamtej pory mąż rozpoczął przygotowania do egzaminu, który warunkuje przyjęcie na studia. By otrzymać satysfakcjonujący wynik musiał się przygotowywać praktycznie w każdej wolnej chwili. Po zdanych egzaminach mąż złożył aplikację.

Kolejny wyjątkowy dzień, którego nie zapomnę nadszedł kilka miesięcy później na przełomie lutego. Był już wieczór i byłam z chłopcami w domu, wtedy zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszałam przejęty głos mojego męża.  Powiedział, że dzwonili z uczelni z pozytywną informacją – od września zaczyna studia! Radości i wzruszeń nie było końca! To jak wiadomość o kolejnym dziecku, ponieważ kosztowało nas to dużo przygotowań i pracy! Oboje zarywaliśmy noce: on by się uczyć, ja by ogarnąć dzieci, aby on mógł się uczyć.

Decyzja o realizacji marzeń jednego z małżonków musi być zawsze obopólna. Dwie osoby muszą odpowiedzieć wchodzimy w to, ponieważ w małżeństwie pojmowanym jako jedność, nie ma twoje – moje, są nasze decyzje (szczególnie, gdy dotyczą całej rodziny) i oboje ponosimy ich konsekwencje.

Pod koniec wakacji spakowaliśmy cały „dobytek” życia i przenieśliśmy się do innego kraju. Spakowanie całej rodziny i przeprowadzka jest wyjątkowo trudnym i wieloaspektowym wyzwaniem. Chociaż kosztowało nas to sporo wyrzeczeń to z perspektywy czasu niczego nie żałuję. Dziś, gdy obserwuję ogromne zmęczenie mojego męża a jednocześnie uśmiech nieschodzący z jego twarzy oraz ogromną satysfakcję z tego, że może uczyć się od najlepszych. Wiem, że warto było walczyć o te marzenia.

Pewnie nie jedna z kobiet czytając ten wpis zapyta: „A gdzie miejsce na twój rozwój i twoje marzenia?” Odpowiadając na to pytanie, po pierwsze, właśnie realizuję jedno z moich największych marzeń, budując zgraną i pełną miłości rodzinę.

Czasem człowiek rezygnuje z siebie dla drugiego, ale jest w tym szczęśliwy, bo robi to z miłości. Tak jest właśnie w przypadku naszej rodziny. Mój mąż podjął ogromny trud przygotowania do egzaminu, aby obecnie studiować. Nie zrobił tego jedynie w celu realizacji swoich marzeń, lecz podjął się tego wyzwania również po to, aby naszej rodzinie zapewnić lepszą przyszłość. Kiedy patrzymy na to z takiej perspektywy, nie ma tu mowy o jakimś „wielkim poświęceniu”. My się po prostu wspieramy w tym, co dobre dla całej naszej rodziny, bo jesteśmy jedną drużyną. Jednocześnie jest to wspaniała lekcja dla naszych dzieci. Pokazujemy im dzięki temu, na czym polega oddanie, wierność i prawdziwa miłość. Uczą się bardzo namacalnie, że to, co wartościowe niekiedy rodzi się w bólach i okupione jest ogromną pracą i poświęceniem. Niezależnie od wszystkiego, najważniejsze dla mnie jest to, że jesteśmy tu razem i dla siebie.

Po drugie ten wyjazd daje możliwości rozwoju dla wszystkich członków rodziny, chociażby w kwestii nauki języków obcych. Ponadto poznajemy tradycje oraz kulturę innego państwa. Mamy możliwość poznania ludzi z całego świata, co również nas wszystkich bardzo ubogaca. Jednak najważniejszą lekcją jaką odbieramy jest to, że w obcym państwie jesteśmy zdani tylko na siebie. Musimy sobie z tym poradzić i wspólnie obierać kolejne cele do realizacji.

Dziś sądzę, że wbrew wielu przeciwnościom i napotykanym trudnościom warto dążyć do celu i zawalczyć o marzenia. Mimo, iż czasami jest nam trudno i tęsknota jest ogromna, staramy się doceniać, to co otrzymujemy od życia. Głęboko wierzymy, że właśnie taki był plan, a my z radością i miłością w sercu go realizujemy.

Natalia Radzikowska

Projekt dofinansowany ze środków Pełnomocnika Rządu ds. Polityki Demograficznej