Nie tylko dla bohaterów

Męstwo kojarzy nam się z bohaterskimi czynami żołnierzy na polu walki, z męczennikami oddającymi życie za wiarę, z dzielnymi strażakami wynoszącymi ludzi z płonącego budynku. Albo przynajmniej z pracownikami służby zdrowia, którzy ubrani od stóp do głów w szczelne kombinezony, od wielu miesięcy zmagają się z epidemią, narażając własne zdrowie, a nawet życie. 

Ale męstwo to nie tylko cnota tych, którzy w odbiorze społecznym pełnią rolę bohaterów. Jest potrzebne każdemu. W zwyczajnym życiu, w prostej codzienności, nieustannie czekają nas przecież małe, a czasem trochę większe zmagania. Poligonem stają się domy, miejsca pracy, a jeszcze bardziej własna głowa pełna krążących po niej myśli (nie zawsze takich, które możemy uznać za własne) oraz niezrozumiałych emocji. 

Photo by Charlotte Karlsen on Unsplash

Dojrzałość charakteru

Jak mamy wygrywać te codzienne potyczki, z powodu których prawdopodobnie nie zostaniemy okrzyknięci bohaterami? Nasze życie może stanowić jedynie wypadkową chwilowych porywów emocji czy łatwo zmieniających się nastrojów. Możemy płynąć szerokim nurtem rzeki, wyznaczonym przez modę, opinię publiczną, czy wreszcie manipulację, której poddajemy się, często nieświadomie, korzystając z coraz większej liczby mediów i aplikacji. 

Ale może też być inaczej. Nasze życie może składać się z decyzji podejmowanych w sposób wolny i świadomy. Możemy nauczyć się panować nad własnych wyborami, czynami, słowami, myślami. To jest dojrzałość charakteru. A żeby ją osiągnąć, potrzebujemy cnót. Jedną z nich jest właśnie męstwo.

Cnota – to słowo, które współczesnemu przedstawicielowi gatunku homo sapiens, odartemu z kultury klasycznej, niewiele mówi. Czym są cnoty? Jak je zdobywać? Sięgnijmy do mądrości starożytnych. Grecki filozof Arystoteles mówi o cnotach jako o sprawnościach w czynieniu dobra. Dochodzimy do nich, powtarzając wielokrotnie tą samą czynność. Tak jak ćwiczymy grę na pianinie czy język obcy, powtarzając wielokrotnie te same akordy czy słówka, tak samo ćwiczymy się w prawdomówności – mówiąc prawdę w różnych sytuacjach, punktualności – rozpoczynając pracę za każdym razem punktualnie, porządku – odkładać rzeczy wciąż na to samo miejsce. I choć początkowo przychodzi nam to z trudem, to stopniowo staje się naszą “drugą naturą” i nawet nie myślimy o tym, że można postąpić inaczej.

Gdy napotykamy trudności

Starożytni wymieniali cztery cnoty kardynalne – są to jakby zawiasy (cardo – łac. zawias), na których obraca się nasze życie: roztropność, sprawiedliwość, umiarkowanie i właśnie męstwo. Jak wygląda ostatni z czterech zawiasów? Czego dotyczy? Jakich sytuacji? Innymi słowy, do czego męstwo może nam się przydać w życiu? 

Każdy z nas doświadcza różnych uczuć, emocji. Męstwo jest cnotą, której zadaniem jest panowanie nad tymi uczuciami, które dotyczą sytuacji trudnych, nieprzyjemnych. Gdy na drodze do realizacji upragnionego dobra – celu napotykamy trudności, rodzi się w nas gniew, złość, frustracja, innym razem lęk czy obawa. Zastanawiamy się czy lepiej atakować przeszkodę, narażając się na straty, czy może uciekać, za nim będzie za późno. 

Wtedy potrzebujemy męstwa. Bez niego nie osiągniemy dobra, które jest trudne do zdobycia. Świetnym przykładem takiego dobra – celu jest wychowanie dzieci. Przeciwności mogą być małe lub ogromne, mogą pochodzić z zewnątrz lub z naszego wnętrza, być obiektywne lub istnieć tylko w naszej wyobraźni. W każdym razie na pewno ich nie zabraknie i jeśli chcemy osiągnąć cel, trzeba się z nimi zmierzyć. 

Kuzynki męstwa

Każda z cnót kardynalnych ma swoje cnoty pokrewne. Poświęcimy teraz chwilę czasu na zawarcie znajomości z kilkoma kuzynkami męstwa: cierpliwością, wytrwałością, stałością, długomyślnością i wielkodusznością. Choć wydają się do siebie podobne, to jednak każda z nich ma własną, charakterystyczną sylwetkę. 

Cierpliwość pomoże nam znosić bez narzekania czy niepotrzebnych wybuchów złości wszelkie cierpienia, uciążliwości i trudy dnia codziennego. Te związane z innymi osobami: a więc dzieci, które hałasują w momencie, kiedy potrzebujemy skupić się na własnej pracy zdalnej, pyskującego nastolatka, malucha płaczącego bez logicznej przyczyny czy zbuntowanego przedszkolaka, który odmawia wykonania prostego polecenia, irytujące nas cechy charakteru męża (żony) lub teściowej oraz szefa, który ciągle czepia się i nie wiadomo, o co mu chodzi. Trudno o lepsze okazje do ćwiczenia się w cierpliwości. A ćwiczenie czyni nas mistrzami.

Photo by Ivan Aleksic on Unsplash

Cierpliwości potrzebujemy też wobec własnych wad i słabości: narastający ból głowy (czy to przypadkiem nie covid?), listopadowa depresja, która przychodzi ukradkiem co roku, jak nieproszony gość, w najmniej odpowiednim momencie, paraliżujący lęk przed utratą zdrowia i dochodów – to wszystko pomaga nam dojrzewać! 

Wreszcie cierpliwość jest nam potrzebna w obliczu sytuacji, na które zupełnie nie mamy wpływu: gdy pozbawiony emocji głos w słuchawce telefonu przekazuje nam wiadomość o kolejnej kwarantannie, albo gdy w drodze na ważne spotkanie natrafiamy na gigantyczny korek, spowodowany pierwszymi w tym roku intensywnymi opadami śniegu. 

Tymczasem stałość pomoże nam nie zniechęcić się i nie zrezygnować zbyt pochopnie z dążenia do upragnionego celu, kiedy na jego drodze pojawiają się niespodziewane przeszkody. Na początku miesiąca ustaliliśmy, że tym razem celem wychowawczym dla naszego syna będzie porządek w jego pokoju. Zabraliśmy się wspólnie, z wielkim entuzjazmem, do wypełniania tego postanowienia. Tymczasem w połowie miesiąca rozpoczęło się zdalne nauczanie, a wraz z nim ilość rzeczy pozostawianych regularnie na podłodze i biurku 10-latka, zaczęła wzrastać wprost proporcjonalnie do liczby chorych na covid w kraju. W tej sytuacji to właśnie stałość pomoże nam nie przerywać zbyt pochopnie, rozpoczętych starań o porządek. 

Wytrwałość przyda się natomiast, gdy osiągnięcie celu wymaga dodatkowego, wzmożonego wysiłku lub gdy stojące na drodze przeszkody okazują się długotrwałe. Praca, którą zamierzaliśmy wykonać w przeciągu dwóch godzin, okazała się o wiele bardziej skomplikowana i przeciąga się do późnych godzin wieczornych, za oknem już dawno widać księżyc, czujemy się coraz bardziej zmęczeni i mamy ochotę rzucić ją w kąt, choć już tak niewiele pozostało.

A co dopiero powiedzieć o ograniczeniach związanych z covid, mamy ich już wszyscy serdecznie dosyć – przecież na Wielkanoc miało być po wszystkim, a tu zaraz Boże Narodzenie i nie widać, żeby sytuacja miała się gwałtownie poprawić. To dzięki wytrwałości mamy szanse nie wpaść w błędne koło narzekania, niezadowolenia, frustracji. I robić nadal to, co należy do nas, na miarę sytuacji, w której się znajdujemy. 

Długomyślność pomaga nam spojrzeć na sens wysiłków podejmowanych dziś, z perspektywy wielu lat (a nawet wieczności). To cnota absolutnie niezbędna w wychowaniu, które w krótkiej perspektywie wydaje się często nie przynosić w ogóle rezultatu. Tyle razy mówiliśmy przecież naszym dzieciom, czego od nich oczekujemy, a tu znów kurtka rzucona na środek podłogi i niezapakowana zmywarka. Czy to wszystko ma sens? Jesteśmy jak krótkowidz, który potrzebuje okularów, żeby spojrzeć w dal. Owoce naszych wysiłków zobaczymy być może dopiero po latach (a może być też tak, że to nie my je zobaczymy – zobaczą je kiedyś inni). Na tym polega długomyślność.

Wreszcie wielkoduszność okaże się konieczna w sytuacji, gdy rzeczywistość zaczyna stawiać przed nami coraz większe wyzwania. Nowa, bardziej wymagająca praca, kolejne dziecko w rodzinie, potrzeba zaangażowania w różne inicjatywy społeczne – komplikują nam życie, ale czujemy, że chcemy je podjąć, że są warte naszego wysiłku, czasu i poświęcenia, ze względu na wartości, które cenimy. Człowiek wielkoduszny – to człowiek o wielkiej duszy i sercu, które wciąż się rozszerza, aby mogło pomieścić coraz więcej spraw i osób. 

Photo by Anna Earl on Unsplash

Radość z czynienia dobra

Skąd możemy wiedzieć, że naszym działaniem kierują cnoty? Wróćmy do Arystotelesa. Filozof mówi o trzech wyraźnych objawach, po których możemy to rozpoznać. Ze względu na trudność w dosłownym tłumaczeniu, pozwolę sobie najpierw je zacytować po łacinie: firmiter, prompter, delectabiliter. Oznacza to, że po pierwsze daną czynność (powiedzmy, że będzie to kontynowanie zamierzonej pracy, w sytuacjach, gdy pojawiają się różnego rodzaju trudności) wykonujemy w sposób stały (a więc za każdym razem, gdy nadarza się ku temu okazja), po drugie szybki (natychmiast, bez wahania i długiego zastanawiania się: warto czy nie warto, jakby odruchowo) i po trzecie – sprawia nam to radość!

Wielu ludzi poszukuje dziś życia łatwego i przyjemnego, a za cel stawia sobie unikania za wszelką cenę jakiegokolwiek wysiłku i cierpienia. Niestety takie podejście wcale nie daje gwarancji przeżywania prawdziwej radości, przeciwnie – jego nierealność prowadzi do nieuchronnej frustracji, smutku czy depresji. 

Kiedy gwóźdź, który wbijany w ścianę, nie stawia oporu, prawdopodobnie okaże się zbyt słaby, aby zawiesić na nim piękny obrazu. To co wartościowe nie przychodzi łatwo. Tylko przez trudy dochodzimy do gwiazd – per aspera ad astra (jak mówił Seneka) i choć byśmy tego chcieli, nie ma innej drogi, skrótu ani obwodnicy.

Ale z cnotą męstwa ten wysiłek przestaje być czymś koszmarnym i przygnębiającym. Bo cnoty dają nam właśnie prawdziwą wewnętrzną wolność i radość z czynienia dobra. Czynią nas szczęśliwymi. W pewnym momencie przestajemy wykonywać nasze codzienne obowiązki (te same co wcześniej) z zaciśniętymi zębami: bo muszę, bo tak trzeba, bo co pomyślą inni, bo udowodnię wszystkim, że dam radę, bo inaczej spotkają mnie przykre konsekwencje. 

Wchodzimy jakby w inny wymiar, w którym liczy się to, że ja tego chcę (to nie to samo, co “chce mi się”) i sprawia mi to radość (nawet jeśli kosztuje wiele trudu). Bo czynienie dobra uszczęśliwia mnie i inne osoby, które przecież kocham i to dla nich podejmuję ten wysiłek.

Agnieszka Kula

Projekt dofinansowany ze środków Pełnomocnika Rządu ds. Polityki Demograficznej